Wybierz spośród poniższych działów:
K. WIERZYŃSKI, CZARNY POLONEZ, [W:] TEGOŻ, WYBÓR POEZJI, WROCŁAW 1991
Wydany przez emigracyjnego już wówczas poetę w r. 1968 w Instytucie Literackim w Paryżu, przemycany do kraju, dowodzi wręcz sejsmograficznej czujności twórcy wobec spraw krajowych. W latach 70. i 80. kolportowany przez Polaków jako wciąż aktualny pamflet na władzę i do niej adresowany. Badacz literatury, Michał Głowiński, określił ten zbiór dwudziestu tytułów (wśród nich znamiennie mocne jak np. „Moralitet o korycie”, „Wiersz do wołów”, „Zawracanie głowy”) jako „najlepszy utwór w dziedzinie politycznej, napisany po wojnie”.
Polecane wiersze: „Świerzb” i „Do towarzysza Wiesława”
„Świerzb”:
Zaprasowaliście naród jak portki
I co z tego macie
Sztywny kant
Wszyscy tylko o jednym
Byleby skończyć
Skończyć czym prędzej
Fajerant.
To nie oszustwo ubóstwo
Brakoróbstwo przekupstwo
To jest świerzb.
Świerzb na rękach na nogach
Na głowie we włosach
Na języku i w uszach
We dnie i w nocy
Na bankietach i fetach
Przy orderach i bez
U fatygantów u dygnitarzy
Świerzb w pióropuszach
W robociarskim kombinezonie
W zaoliwionych bluzach
Bodaj byś sczezł.
Świerzb który nie pozwala się cieszyć
Który nie pozwala zapomnieć
Który swędzi i niecierpliwi
Wszystkich w całej ojczyźnie drożyźnie
Codziennie w każdej drętwej gazecie
Na poczcie w tramwaju w kuchni
W napisach kredą na schodach
Wysypka pod skórą puchnie.
Ślimaczy się w spoconych obchodach
I w mowach, mowach, mowach
Kant.
Świerzb że coś to nie tak
Że lepiej już byle jak
Byleby skończyć
Skończyć czym prędzej
Fajerant.
Bo to śmieszna cholerna choroba
Drapiesz się nie pomaga
Nie drapiesz się nie pomaga
Żadne lekarstwo pomada
Wszystko to nic nie znaczy
Wszystko powinno być inaczej
Wszystko oszustwo
Blaga, blaga.
Alergia
Świerzb.
„Do towarzysza Wiesława”:
Towarzyszu Wiesławie,
Pan powiedział, że Katyń to Niemcy.
Szkoda.
Moskwa za to pana już uściskała,
Polska panu ręki nie poda.
A było całkiem inaczej
Tak niedawno,
Październik 56:
Kilka lat temu
Na rękach mogliby pana nieść.
Wtedy szedł pan na sztych,
Na warszawskie lotnisko,
Aresztant pod blask epoletów:
Co pan tam mówił, nie wiedział nikt
Ale wierzyli panu,
Ciągnął za panem tłum
Robotników,
Studentów,
Poetów.
Myśleli, że dość pan nasiedział się w celi
Po turecku, w kucki,
Wydawało się, szedł pan pod włos,
Po naszemu,
Prawie tak
(przepraszam za wyrażenie)
Jak Piłsudski.
Dwa kroki i nagle stop,
Zawrócił pan z drogi,
Cofał się coraz głębiej i dalej,
I wykładał pan rację stanu
Pragmatyzm,
(Choć przecież nic pan nie zna się na tym)
Ale już pana nie słuchali.
Tupał pan jak stupaja
I rugał pan po ichniemu:
Wolność to rzecz nie wozmożna,
Aż na cały świat zaśmierdziała
Ta pańska polska pieczeń
Ze sowieckiego rożna.
Przegrał pan marsz,
Skończona partia i kwita.
Co panu zostało,
Ubeckie hufce?
Niech pan spojrzy przez okno
Jaka tam noc,
Jak przed panem ucieka
Rzeczpospolita
W złodziejskiej cyklistówce.
Wyrwała się spod szarf,
Spod transparentów
Które ciekną po słupach
Mokre od słoty,
Z nudy wyrwała się,
Z obrzydzenia,
Ze zgryzoty
I – niech już będzie – ze strachu,
Ale biegłaby tak do diabła
Byle dalej od pańskich
Ideowych paragrafów.
Z bagna,
Ze smutku czarnego, z dziczy
Z troski codziennej,
Bezradnej do śmiechu i łez:
Niech pan spojrzy jak to wygląda,
Milicjant przed pańskim domem,
Drętwe milczenie
I jeśli kto zaskowyczy
To w budzie pies.
Niech pan zrozumie,
Już nikt się niczemu nie dziwi,
Dygnitarz, badylarz,
Literat, lakiernik,
Pucybut pod szyldem Pasta Kiwi
I w swoim oknie zapamiętali
W bezsilnym skurczu
Ostatni uczciwi.
Teraz niech pan zarządzi obławę,
Pościg pogna przez całą noc
I nikogo nie złapie,
Najwyżej na ostrym zakręcie
Jakiś pański szantrapa
Podstawi nogę drugiemu szantrapie.
Ale może pan w końcu się dowie
Od swoich szpiclów po takiej obławie
Jak to naprawdę wygląda,
Jak ludzie klną,
Jak w rowie przydrożnym
Na zmiętej trawie
Rzeczpospolita pańska,
Dziwka stargana,
Przeklina to wszystko i pana,
Towarzyszu Wniesławie.
W. MŁYNARSKI, W CO SIĘ BAWIĆ?, WARSZAWA 1983
Piosenki Wojciecha Młynarskiego to – jak sam je nazywa – śpiewane felietony satyryczne. Artysta był niezwykle dociekliwym, spostrzegawczym obserwatorem naszej codzienności, kronikarzem specyficznego obyczaju lat siedemdziesiątych. Swoimi tekstami poetyckimi wypełniał puste miejsce w naszej literaturze, oderwanej od rzeczywistości, od życiowej prawdy.
Młynarski przedstawiał „świat nie przedstawiony” (tytuł książki z 1974 r. N. Kornhausnera i A. Zagajewskiego zarzucającej współczesnej literaturze omijanie spraw aktualnych). Pisał o przepracowanych, borykających się heroicznie z życiem, kobietach („Polska miłość”), o naszym konformizmie („Nie wytrzymuję”), o rozpiciu narodu („W Polskę idziemy…”), o naszej moralnej bylejakości („Przyjdzie walec i wyrówna”), o życiu w oszustwie („Kogo udajesz przyjacielu?”), o władzy sterującej naszym myśleniem („Inżynierowie dusz”). Rozliczał, uzmysławiał, kpił boleśnie, by obudzić, sprowokować refleksję.
„Kogo udajesz, przyjacielu?”
Codziennie, gdy mnie świt obudzi
łeb zmoczę wodą, zjem śniadanie
a potem wbiegnę między ludzi
powraca zaraz to pytanie
może to chora wyobraźnia
ciągle pytanie to ponawia
nie wiem, lecz przecież tak wyraźnie
wciąż zauważam coś, co sprawia
że spytać ludzi chcę tak wielu
którzy przechodzą moją drogą
– kogo udajesz przyjacielu
– kogo?
Często to trudno zauważyć
ni gestem facet się nie zdradzi
i tak z tym kłamstwem mu do twarzy
i tak tokuje i tak sadzi
zamyka myśli w krągłe zdania
z bliższym i dalszym dopełnieniem
nie ma momentu zawahania
układa mu się to myślenie
jak strojny smoking na modelu
a mnie pytanie dręczy srogo
– kogo udajesz przyjacielu
– kogo?
Z. HERBERT, PAN COGITO, WARSZAWA 1974
Zbigniew Herbert, prawie całkowicie nieobecny w latach tryumfującego socrealizmu (komentuje to w wierszu „Potęga smaku” z tomu „Raport z oblężonego miasta”, 1983), po 1956 r. wydał zbiory „Strona światła”, Hermes, Pies i gwiazda”oraz „Studium przedmiotu”. Jednak najgłośniejszy stał się jego „Pan Cogito”z 1974 r. Spośród tekstów zawartych w tomiku najważniejszym, wręcz legendarnym, jest liryk „Przesłanie Pana Cogito”, który ukazuje znaczenie buntu wobec rzeczywistości, buntu realizującego się poprzez wierność samemu sobie, poprzez wierność nieprzemijającym wartościom kultury. Kategoryczne słowa „Bądź wierny Idź”, kierowane do KAŻDEGO, wskazują etykę stoicką, moralną równowagę jako sposób godnego trwania pośród zła, podłości świata. Ten manifest etyczny uświadamia całą wprawdzie bezskuteczność „postawy wyprostowanej”, ale też paradoksalnie, nakazuje wierność, choć „nagrodzą cię […] chłostą śmiechu, zabójstwem na śmietniku”.
„Potęga smaku”
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i cząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokrt dół zaułek morderców barak
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu
Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów
Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
T. KONWICKI, MAŁA APOKALIPSA, WARSZAWA 1993
Groteskowa powieść polityczna. Istniała w podziemnym obiegu (pierwsze wydanie w 10 numerze „Zapisu”1979, natomiast oficjalnie ukazała się dopiero w 1989). Przez wiele lat była lekturą szkolną.
Czas zdarzeń powieściowych jest świadomie kreowany na nieokreśloną rzeczywistość totalitarnej Polski. Jest 22 lipca, świętuje się czterdziestolecie PRL, ale… ogrodnictwo obchodzi jej sześćdziesięciolecie, bo wyprzedziło w swych osiągnięciach wszelkie plany. Pogoda ma cechy wszystkich pór roku. Miejscem absurdalnych wydarzeń jest Warszawa, w ruinie i chaosie, jedyny punkt stały to, widoczny z każdej perspektywy, Pałac Kultury i Nauki – imienia Józefa Stalina: „Pomnik pychy, statua niewolności, kamienny tort przestrogi”.
Więzi międzyludzkie są w rozpadzie, wszyscy są wobec siebie nieufni, Polacy tracą też poczucie narodowej tożsamości (kraj ubiega się o wstąpienie do ZSRR, jest Pierwszym Kandydatem). Temu skarlałemu światu grozi apokalipsa, ale mała, bo w małych wymiarach.
„BYŁ RAZ DOBRY ŚWIAT …”, JAN KRZYSZTOF KELUS W ROZMOWIE Z WOJCIECHEM STASZEWSKIM (I NIE TYLKO), WARSZAWA 1999
Wywiad-rzeka z legendarnym pieśniarzem opozycji demokratycznej lat siedemdziesiątych, działaczem KOR-u, związanym z tzw. „taternikami”, osadzonym za to w więzieniu, w 1980 r. wspierającym strajki „Solidarności”, internowanym za to w stanie wojennym w Białołęce (w jednej celi z Januszem Onyszkiewiczem i Henrykiem Wujcem). Mówiono o nim (m.in. pisarz Marek Nowakowski), że był twórcą pieśni wolności w czasach niewoli. Jego pierwszy utwór z 1968 r. to „Piosenka pasożyta społecznego”. Inne, najbardziej znane tytuły: „Ballada o szosie E7”„, Nieważne kiedy, ale jaki wyjdę stąd”„, Chłopcy z SB – choć posiwiałe skronie”„, Piosenka o nielegalnym posiadaniu broni”i wreszcie o „Solidarności”- „Sentymentalna panna S” (śpiewał ją potem Jacek Kaczmarski). W 1981 w rocznicę Sierpnia odmówił udziału w I Festiwalu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku.
Książka, będąca niezwykle interesującym monologiem J.K. Kelusa (dziennikarz W. Staszewski bardzo dyskretnie stawia krótkie pytania) pokazuje Polaków opozycjonistów, współdziałających z nim przyjaciół. Mówi o nich bez patosu, skromnie i z szacunkiem, a o wrogach, SB-ekach bez agresji, bez moralizatorstwa. Po prostu – daje świadectwo lat siedemdziesiątych.
OKREŚLONA EPOKA. NOWA FALA 1968-1993, KRAKÓW 1995
Nową Falę określaną też jako Pokolenie 68 to tworzyła grupa młodych autorów, których łączył czas debiutów, był on związany z naszymi wydarzeniami politycznymi – marcem 1968 i grudniem 1970. Rzeczywistość totalitarna odsłoniła przed nimi prawdziwą twarz. W swych tekstach angażują się w problemy rzeczywistości, demaskują prawdę o stanie świadomości ogłupianego społeczeństwa, kpią z fałszującego ją języka propagandy. Do pokolenia tego należą m.in.: S. Barańczak, J.Kornhauser, R. Krynicki, A. Zagajewski, E. Lipska.
Szczególnie wyraziste są lingwistyczne, pokazujące niejednoznaczność języka, liryki S. Barańczaka, wśród nich te, które odnoszą się do totalitarnego, PRL-owskiego fałszu i przemocy: „Określona epoka”, Spójrzmy prawdziwie w oczy”, Co jest grane”, Daję ci słowo, że nie ma mowy…”.
Stanisław Barańczak – „Określona epoka”
Żyjemy w określonej epoce (odchrząknięcie) i z tego
trzeba sobie, nieprawda, zdać z całą jasnością.
Sprawę. Żyjemy w (bulgot
z karafki) określonej, nieprawda,
epoce, w epoce
ciągłych wysiłków na rzecz, w
epoce narastających i zaostrzających się i
tak dalej (siorbnięcie), nieprawda, konfliktów.
Żyjemy w określonej e (brzęk odstawianej
szklanki) poce i ja bym tu podkreślił,
nieprawda, że na tej podstawie zostaną
określone perspektywy, wykreślane będą
zdania, które nie podkreślają dostatecznie, oraz
przekreślone zostaną, nieprawda, rachuby
(odkaszlnięcie) tych, którzy. Kto ma pytania? Nie widzę.
Skoro nie widzę, widzę, że będę wyrazicielem,
wyrażając na zakończenie przeświadczenie, że
Żyjemy w określonej epoce, taka
jest prawda, nieprawda,
i innej prawdy nie ma.
S. MROŻEK, OPOWIADANIA, WARSZAWA 1990
Cechą charakterystyczną twórczości Sławomira Mrożka jest przekształcanie sytuacji Polski w parabolę. Znakomity tego przykład stanowi krótka groteska pt. „Słoń”. Jej realia (świętowanie 22 lipca) kojarzą się z PRL. Przestrzeń – nieokreślona, punktem konkretnym jest jednak ZOO, ukazane jako część większego systemu – komunistycznego. Wyraźnie ułomnego, niedopracowanego: „Żyrafa w ogrodzie miała krótką szyję, borsuk nie posiadał nawet swojej nory, świstaki, zobojętniałe na wszystko, świstały nadmiernie rzadko i jakby niechętnie”.
W tej przestrzeni pojawić się ma słoń jako symbol wielkości, siły, prestiżu. Ostatecznie dyrektor decyduje się na słonia nadmuchiwanego.
„Słoń” demaskuje absurdy rzeczywistości komunistycznej, ośmiesza literaturę socrealistyczną, bezmyślnych urzędników, podporządkowanych władzy nauczycieli i naiwnych (ale tylko do pewnego momentu!) uczniów.
Przeczytaj tekst „Słonia” TUTAJ.
H. KRALL, SZEŚĆ ODCIENI BIELI I INNE HISTORIE, WARSZAWA 2015
Hanna Krall, jako reporterka, zaczynała od opisywania codziennego życia w PRL-u lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Relacjonowała małe sprawy zwykłych ludzi. Teksty te wychodziły w czasopismach (często małonakładowych), jednak na publikację w wersji książkowej cenzura nie zezwoliła. Zebrano je w całość dopiero w tym wydaniu.
Znajdziemy tu legendarne już reportaże krążące niegdyś w drugim obiegu, jak np. „Spokojne niedzielne popołudnie”(o Bernardzie Bugdole, przodowniku pracy z lat 50-ych, znienawidzonym za swój komunistyczny zapał i żyjącym potem w społecznej izolacji), „Trudności ze wstawaniem” (o działaczu „Solidarności”, który wcześniej w latach 70-ych współpracował z SB), czy „Portret rodzinny Z. we wnętrzu”(o inteligenckiej sześcioosobowej rodzinie żyjącej w zminimalizowanej przestrzeni mieszkaniowej i … pogodzonej z takim stanem rzeczy).
Te wyrafinowanie beznamiętne relacje reporterskie mające pozór małego realizmu, są wstrząsające. Pokazują PRL jako krainę kłamstwa, oszustw i – często nie uświadamianej przez bohaterów przemocy:
„Nie pyta już o nic. Ma teraz dwa osiemset plus tysiąc sto trzydzieści zasiłku rodzinnego, to razem jednak jest cztery. Nie pyta o nic, odbija kartę, pobiera sztuki do operacji numer sześć, wraca, je, drzewo rąbie, wodę ze studni przynosi i się kładą. Żona z młodszym na jednym łóżku, pod ich kolorowym portretem ślubnym, który ze zdjęcia powiększył wędrowny malarz, on, ze starszym, pod swoim portretem z wojska, nastawia budzik na trzecią dwadzieścia, przykręca knot do naftowej lampy i mówi, że trzeba będzie kupić nowe szkło, chyba w tym tygodniu już te szkła w Sochaczewie wreszcie rzucą”. („Mały realizm”)
S. BARAŃCZAK, KSIĄŻKI NAJGORSZE I PARĘ INNYCH EKSCESÓW KRYTYCZNOLITERACKICH 1975-1980 I 1993, KRAKÓW 2009
Teksty recenzenckie były przez S. Barańczaka, poetę Nowej Fali, zaplanowane jako żart, trochę sposób walki prawdziwego artysty z grafomanią. Drukowane najpierw w oficjalnym piśmie („Student”), zeszły do drugiego obiegu („Biuletyn Informacyjny KOR”) stały się ostatecznie… dowodem reżimowej polityki ogłupiania narodu.
Totalitarny model polityki kulturalnej miał idealne warunki, by grafomanię wyplenić (reglamentowany papier, wielostopniowy system kontroli itp.), okazała się jednak, że ją wręcz hołubił. Obok wymagań ideologicznych podkreślano rynkowe prawo kultury masowej. I tak powstawały powieści milicyjne, dydaktyczne i rozrywkowe jednocześnie („Niewidzialni w tłumie” J. Bronisławskiego, „Wyspy niezbyt samotne” R. Zielińskiego itp. Itd.), marynarskie romanse („Piękna pokora” S. Fleszarowej-Muskat) instrukcje dotyczące imprez („Scenariusz manifestacji młodzieży polskiej z okazji 35-tej rocznicy PRL” Wowo Bielickiego).
A już zupełnie nie żałowano papieru i środków dla „pisarzy’’ rekrutujących się spośród ludzi władzy. Poświęcona tekstowi Władysława Machejka pt. „Nasze dzienne sprawy” recenzja nosi tytuł „U źródeł machejkizmu”, a erotyczną powieści Włodzimierza Sokorskiego pt. „Kroki” opatrzył S. Barańczak nagłówkiem „Impotencja jako najwyższe stadium komunizmu”. Warto ten krótki zbiór przerzucić, by mieć świadomość, czym prominenci PRL chcieli karmić naród.
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI, DZIENNIK PISANY NOCĄ 1971-1972, 1973-1979, 1980-1983, 1984-1988, PARYŻ
Pierwsze oficjalne wydanie krajowe wszystkich tomów: „Res Publica”, Warszawa 1990
Twórca „Innego świata”, dokumentalnej relacji z przeżyć i obserwacji sowieckich łagrów, autor opowiadań, esejów, redaktor paryskiej „Kultury”, pisał również dzienniki. Z daleka, z emigracji reagował na to, co dzieje się w kraju. Oceniał, komentował, prognozował. W nich, podobnie jak w większości swoich utworów był analitykiem „przeklętego wieku ideologii”, wielu totalizmów, systematycznej degradacji człowieczeństwa w rzeczywistości faszystowskiej i także komunistycznej. Jako kronikarz, świadek czasu, po przejściu przez innych, koncentracyjny „świat” w łagrze, starał się zrozumieć, jak mogło dojść do powstania cywilizacji więziennej. Zmianom w Polsce po Sierpniu 1980 przyglądał się z nadzieją, ale też z nieufnością i ostrożnością.
15 kwietnia 1981
Normalność, nienormalność. Zachód, przy całej sympatii do rewolucji polskiej, uważa ją w głębi ducha (czasem nawet nie za bardzo w głębi) za nienormalną, jak w anegdocie o człowieku, który po raz pierwszy w życiu zobaczył żyrafę i mruczy pod nosem, kręcąc niedowierzająco głową: „Nie, nie, takiego zwierzęcia nie ma”. Skoro nie ma, skoro jest majakiem albo niezwykłym wybrykiem natury, to albo za chwilę zniknie, albo sama natura zgotuje mu nagłą śmierć, aby znowu zapanowały jej zwykłe prawa. Ciągłe krakanie prasy zachodniej o nadchodzącej już, już inwazji ośmiela pośrednio „naturę” do restytucji „naturalnego porządku” owych „praw”. Do jałtańskich chorób Zachodu (uleczalnych? nieuleczalnych?) należy również astrofia wyobraźni.
Wyjątkowość rewolucji polskiej polega na tym, że jest bezkrwawa. Nienormalność rzeczywista na tym, że musi dbać o ocalenie monopartii, przeciw której wybuchła. Jak jedynowładcom narzucić – nie kwestionując nominalnie ich jedynowładztwa – faktyczną dwu- czy trójwładzę? Jak podzielić się władzą ze stróżami i wykonawcami władzy niepodzielnej? Podkreślając i wykazując bezustannie, na każdym kroku, że nie istnieje żadne inne wyjście; z wyjątkiem najgorszego, które niczego nie załatwi i niczego jedynowładcom nie przywróci prócz bata wciśniętego im do rąk przez najeźdźcę w obliczu powszechnego oporu narodowego i społecznego. Pytanie, czy dostatecznie dobrze rozumie to sam potencjalny najeźdźca; i czy potrafi przejść do bardziej wyrafinowanych, subtelnych form obrony swego zagrożonego, imperialnego stanu posiadania. Wczoraj w Rzymie poeta rosyjski B. powiedział mi, że byłyby one „dla nas wszystkich niebezpieczniejsze”. Co do mnie, wolę to ryzyko od czekania na generalny krach systemu i gwałtowny rozpad imperium.
M. GROCHNOWSKA, JERZY GIEDROYC. DO POLSKI ZE SNU, WARSZAWA 2009
Książka o Jerzym Giedroyciu zaczyna się jak typowa biografia – od genealogii tego wybitnego publicysty, redaktora, wydawcy, autorytetu moralnego. Ale ponieważ jej bohater jest tożsamy z paryską „kulturą” (którą stworzył i która wraz z jego śmiercią w 2000 r. przestała istnieć) monografia przeradza się w opowieść o losach pisma, o ludziach z nimi związanych i o losach polskiej inteligencji w drugiej połowie XX wieku. „Kultura” paryska to najważniejsze i najbardziej opiniotwórcze pismo emigracyjne, centrum niezależnej myśli, otwarte na kontakty z krajem (w przeciwieństwie do kręgu londyńskiego, któremu przewodził Mieczysław Grydzewski). Współpracowała z innymi ośrodkami emigracyjnymi (szczególnie bliskie więzi miała z uchodźcami z państw Związku Radzieckiego). Tu ukazywały się teksty najwybitniejszych twórców emigracyjnych – Miłosza, Gombrowicza, Czapskiego, Herlinga – Grudzińskiego, a także autorów krajowych, mających odwagę występować pozaoficjalnie. W bibliotece „kultury” wydawano zakazane w Polsce dzieła literackie, dzieje historyczne, publicystykę.
Gustaw Herling – Grudziński […]
Był zwolennikiem lustracji. Wyborcy powinni wiedzieć, co w przeszłości robili ludzie zajmujący dziś wysokie stanowiska publiczne. „To chodzi o zasadę, że gdy reżimy totalitarne upadają, to musi nastąpić okres cenzury dla funkcjonariuszy tych reżimów”. W agresywnym tonie wykpił w dzienniku w 1999 roku obawy Andrzeja Romanowskiego, krakowskiego historyka literatury polskiej, że lustracja i Instytut Pamięci Narodowej prowadzą w prostej linii do wojny domowej. A Giedroyc? Należy ukarać „faktycznych zbrodniarzy”, mówił, oprawców odpowiedzialnych za haniebne represje i morderstwa. Ale z lustracyjnym polowaniem na czarownice trzeba skończyć, bo zatruwa społeczeństwo. Teczki trzeba zniszczyć.
W 1905 roku stwierdził, że rozrachunki z przeszłością nie mają najmniejszego sensu. „Nigdy z tego nie wybrniemy. Czy ktoś współpracował, czy nie współpracował – na miłość boską, zostawmy to. To jest kwestia pragmatyzmu. Dlaczego mam nie wierzyć, kiedy ludzie przechodzą ewolucję, zmieniają swoje poglądy w sposób uczciwy. Cały szereg ludzi współpracował z poprzednim reżimem, robiąc bardzo przyzwoitą robotę, chociażby na odcinku naukowym. Dlaczego mamy tego nie doceniać?” Mówi Czesław Bielecki.
W dyskusji na temat konfidentów i lustracji Giedroyc pominął problem zupełnie elementarny: głębokiej nielojalności i nieuczciwości. Czyli imponderabilitów, o które walczył całe życie. Podkreślał, że największe obrzydzenie ma dla oportunistów. A do dziś w kwestii lustracji chodzi najbardziej o zwykłą uczciwość i odwagę cywilną. Ktoś nie przyznaje się, jak wyglądała jego przeszłość, jego relacje z towarzyszami walki i buduje swoją pozycję na falsyfikacji. To jest problem moralnej „kasy”, która musi się zgadzać. Giedroyc go nie doceniał, bo żyjąc na własnym kawałku wolnej Polski, nie miał do czynienia ze zdeprawowaniem, amoralnością relacji międzyludzkich, kundlizmem, jakie panowały w Polsce.
Giedroyc rok przed śmiercią przestrzegał: oskarżenia historyczne można wysuwać w nieskończoność. One zatrują życie polityczne. Szczęśliwie nie doczekał czasu, gdy jego proroctwo spełniło się w Polsce początku XXI wieku.
JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI, WOJNA W ETERZE, KRAKÓW 2006
Jan Nowak–Jeziorański (właściwie: Zdzisław Jeziorański) to postać kultowa dla polskiej opozycji. Był ryzykującym życie kurierem wojennym, politykiem (w USA walczył o przyjęcie Polski do NATO), publicystą, dziennikarzem i szefem Radia Wolna Europa od jej powstania (1952 roku) do zamknięcia działalności (1994 roku).
„Wojna w eterze” to osobiste wspomnienia splecione z wydarzeniami historycznymi. Nowak – Jeziorański ujawnia początki RWE, dokumentuje starania o utrzymanie tej radiostacji, portretuje jej pracowników i współpracowników, zdradza, jak zdobywał materiały dla audycji. Ta subiektywna opowieść okazuje się kompendium wiedzy o fenomenie, którym była RWE, przyczółek wolności, prawdy, patriotyzmu.
Nowa próba dezinformacji.
W wojnie z RWE bezpieka posłużyła się po raz pierwszy fałszerstwem w roku 1970, prasę niemiecką obiegła wówczas fala pogłosek, że PRL zdoła wymusić w Bonn eksmisję RWE i RS jako warunek układu między RFN i PRL.
Wiadomości te wywołały duży niepokój i przygnębienie, zwłaszcza wśród emigrantów z Europy Wschodniej. W tym właśnie momencie zaczęliśmy dostawać w kopertach bez adresów zwrotnych rzekomy list naszego dyrektora, Ralpha Waltera do prezesa Komitetu Wolnej Europy, Williama Durkee. W Liście tym, „ściśle poufnym”, Walter zawiadamiał, że turecki minister spraw zagranicznych wyraził zgodę na przyjęcie RWE, w razie usunięcia radiostacji z Niemiec, a rząd turecki przeznaczył już dwie parcele na budowę gmachu radia w Ankarze. List kończył się wezwaniem do zachowania absolutnej dyskrecji, z uwagi na morale pracowników i możliwość przeciwdziałania ze strony komunistów.
W drugim sfałszowanym liście, skierowanym do ministra Orchana Erlapa, Walter wyrażał podziękowanie dla rządu tureckiego za zgodę na przeniesienie RWE i RS do Turcji. Sfałszowane listy rozsyłane były szeroko, nie tylko w Monachium, ale także w Rzymie, Paryżu i Brukseli.
Trzecią „fałszywką” był list „grupy pracowników RWE”, opisujący nastroje zniechęcenia, bezsilności, defetyzmu oraz braku perspektywy, wywołane przez plotki o likwidacji RWE czy o przeniesieniu nas do innego kraju europejskiego. Ten trzeci falsyfikat, zaadresowany do generała Luciusa Claya, przewodniczącego Komitetu Wolnej Europy, wysłany był również do sekretarza stanu – Williama Rogersa, do ministra spraw zagranicznych NRF – Waltera Scheela, do dyrektora CIA – Richarda Helmsa, do senatora Fulbrighta i innych.
Wszystkie listy zawierały tyle oczywistych błędów, że zostały natychmiast rozpoznane jako falsyfikaty i nie odniosły zamierzonego efektu.
ANDRZEJ FRISZKE, LOSY PAŃSTWA I NARODU 1939-1989, WARSZAWA 2003
Wydana w 2003 roku książka Andrzeja Friszke pt. Polska. Losy państwa i narodu 1939-1989 jest przeznaczona dla szerokiego kręgu czytelników. Naukowa precyzja, logiczny i bardzo czytelny przekaz powodują, że jest to opracowanie zarówno dla specjalistów przedmiotu, nauczycieli, studentów oraz uczniów, jak i osób zainteresowanych historią, zwłaszcza jej entuzjastów. Książka napisana w układzie chronologicznym stanowi obszerne syntetyczne omówienie wydarzeń 1939-1989 roku, składa się ze wstępu, dziesięciu rozdziałów poświęconych kolejnym okresom historii Polski okresu wojny i powojennej oraz rozdziału jedenastego, który stanowi próbę bilansu lat 1939-1989. Autor przedstawia okres okupacji niemieckiej i radzieckiej, zagładę Żydów, walki na Kresach, dzieje Polski Walczącej, kształtowanie się demokracji ludowej na ziemiach polskich, okres stalinizmu, rok 1956 i małą stabilizację, czasy stalinizmu konsumpcyjnego, rewolucję „Solidarności”, okres od stanu wojennego do Okrągłego Stołu i zmiany systemu. Zaletą książki jest wyposażenie w ciekawe źródła ikonograficzne.
ANDRZEJ PACZKOWSKI, PÓŁ WIEKU DZIEJÓW POLSKI, WARSZAWA 2005 (OD 1939R.)
Książka pod tytułem Pół wieku dziejów Polski autorstwa Andrzeja Paczkowskiego w sposób syntetyczny, przejrzystym językiem, łatwym w odbiorze dla czytelników, w dziewięciu rozdziałach prezentuje historię Polski od 1939 do 1989 roku. Kolejne części książki zawierają omówienie okresu okupacji, walki o kształt powojennej Polski, przemian rzeczywistości politycznej w latach 40-50, kształtowania realnego socjalizmu, długiego marszu, czyli wydarzeń, które doprowadziły do transformacji ustrojowej, a w końcu tzw. okresu po komunizmie. Ogromną zaletą książki jest brak nadmiernego encyklopedyzmu, czyli zbyt wielkiej liczby dat i nazw własnych. Autor skupił się przede wszystkim na opisie zjawisk i procesów, na wyjaśnienie przyczyn i skutków wydarzeń. Jej treść pozostaje przejrzysta i łatwa w odbiorze, mimo iż autor często nie przestrzega chronologii zdarzeń z racji faktu, że książka ma charakter problemowy. Dodatkową jej zaletą jest wyposażenie w ciekawe zestawienia informacji dotyczących władz państwowych w latach 1939-2005, a także zamieszczenie szczegółowego kalendarium „Solidarności” 1980-2004.
ANDRZEJ LEON SOWA, HISTORIA POLITYCZNA POLSKI 1944-1991, KRAKÓW 2011
Autorska synteza powojennych dziejów Polski pióra prof. Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie Andrzeja Leona Sowy. Książka rzetelna faktograficznie, dobrze napisana, z czytelnym podziałem tematów i hasłami na marginesach ułatwiającymi wyszukiwanie informacji.
JERZY EISLER, „POLSKIE MIESIĄCE” CZYLI KRYZYS(Y) W PRL, WARSZAWA 2008
Książka Jerzego Eislera pod tytułem Polskie miesiące” czyli kryzys(y) w PRL jest omówieniem wydarzeń tworzących specyficzny „polski kalendarz”. Zostały w niej przedstawione przyczyny, przebieg i skutki wydarzeń, do których doszło w Polsce w czerwcu i październiku 1956 r., w marcu i sierpniu 1968 r., w grudniu 1970 r., w czerwcu 1976 r., w sierpniu 1980 r. oraz grudniu 1981 r. Autor, w sposób bardzo czytelny dla odbiorcy, porównuje wydarzenia ukazując ich podobieństwa i różnice, wskazuje związki pomiędzy nimi, wyjaśnia charakter wystąpień, odnosząc się zarówno do właściwego kryzysu politycznego, jak i kryzysu społecznego oraz kryzysu gospodarczego. W książce ukazano też stosunek Kościoła katolickiego w Polsce wobec „polskich miesięcy” i jego wpływ na przemiany, jakie zachodziły w kraju. Autor przedstawił również stanowisko władz radzieckich wobec omawianych wydarzeń. Ogromną zaletą książki jest przyjazny, potoczysty język narracji.
JAKUB KARPIŃSKI, WYKRES GORĄCZKI. POLSKA POD RZĄDAMI KOMUNISTYCZNYMI, LUBLIN 2001.
Publikacja składa się z tekstów pierwotnie wydanych pod pseudonimem Marek Tarniewski lub pod własnym nazwiskiem na emigracji. Jakub Karpiński, wybitny socjolog i historyk, działacz opozycji demokratycznej, opisywał w nich mechanizmy sprawowania władzy przez PZPR i analizował zbiorowe zachowania społeczne w PRL. Teksty napisane przystępnym językiem, bez aparatu naukowego, syntetyczne.
ANNA MACHCEWICZ, BUNT: STRAJKI W TRÓJMIEŚCIE: SIERPIEŃ 1980, GDAŃSK 2015
Opowieść o społeczeństwie Trójmiasta w chwili wybuchu buntu robotniczego w 1980 r. Autorka analizuje przemiany społeczne od początku lat siedemdziesiątych, sytuację materialną i narastanie świadomości politycznej robotników Wybrzeża. Zalecane jako lektura uzupełniająca.
PAWEŁ SOWIŃSKI, ZAKAZANA KSIĄŻKA: UCZESTNICY DRUGIEGO OBIEGU 1977-1989, WARSZAWA 2011
Zwięzła, przystępna historia drugiego obiegu w Polsce, skoncentrowanych na twórcach drugiego obiegu i mechanizmie jego funkcjonowania. Zalecana jako lektura uzupełniająca.
STAN WOJENNY. OSTATNI ATAK SYSTEMU, RED. AGNIESZKA DĘBSKA, WARSZAWA 2006
Wybór relacji dotyczących stanu wojennego. Bogato ilustrowany album oddający atmosferę zarówno wprowadzania stanu, działalności w podziemnych strukturach „Solidarności” oraz warunków życia w tym czasie.
JAN SKÓRZYŃSKI, REWOLUCJA OGRĄGŁEGO STOŁU, WARSZAWA 2009
Kompletne opracowanie ukazujące drogę do Okrągłego Stołu, przebieg i tło negocjacji oraz pierwsze konsekwencje porozumienia. Książka napisana żywym językiem, dzięki czemu ten trudny temat jest zrozumiały w odbiorze dla młodzieży licealnej.
ANDRZEJ KOŁODZIEJ, WOLNE ZWIĄZKI ZAWODOWE WYBRZEŻA, GDYNIA 2012
Autor książki Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża był działaczem ROPCiO, następnie Solidarności, Solidarności Walczącej oraz sygnatariuszem Porozumień Sierpniowych. W książce przedstawił gdańską opozycję w latach 1976-1980, proces jej tworzenia, osoby związane z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża i wydawaniem Robotnika Wybrzeża. Zaletą książki jest wykorzystanie wspomnień bezpośrednich uczestników wydarzeń oraz różnorodne wyposażenie źródłowe.